Trylogia alpejska tom III.
Grandes Jorasses, droga Colton-Macintyre.
W lutym br. Jacek Czech i Adam Bielecki pokonali w 16 godzin drogę Colton-MacIntyre (ED+, 1200 m, M6+ AI 6) na północnej ścianie Grandes Jorasses. Dla Jacka była to ostatnia ściana, której potrzebował do skompletowania trylogii słynnych północnych alpejskich ścian. Poniżej jego relacja.
***
7 lutego. Około pierwszej w nocy ostrożnie schodzimy metalowymi drabinami. Smagani lekkim wiatrem wypatrujemy ich końca oraz depozytu sprzętu, sterczącego gdzieś w dole. Atramentowe niebo i lodowiec mrożą straszliwie, zapierając dech w piersiach. Dopinamy narty i maszerujemy w ciemnościach, wyczuwając północną ścianę.
Południe. Jacek przechodzi lodowe trudności pomiędzy pierwszym i drugim polem lodowym, kiedy pierwsze płatki śniegu bezszelestnie opadają na nasze ubrania. 1,5 godziny później rozpoczyna się bitwa. Ilość zapowiadanego opadu już po godzinie była wielokrotnie większa, a śnieżyca dopiero zaczynała się rozkręcać. Masy spadającego śniegu w naszej rynnie i na polu lodowym wielokrotnie wyrywają nas z pazurów naszych raków i czekanów, tylko lina zjazdowa ratuje nas przed przepaścią. Zamykamy oczy, przytulamy się, zasłaniamy, ale to nic nie daje, trzeba robić swoje, czyli spieprzać.
Północ. Szczęśliwi, ostrożnie wchodzimy metalowymi drabinami do schronu le Leschaux. Boże, znów się udało.
21 lutego. U kresu pięknej, bezwietrznej nocy jesteśmy oszpejeni. Jest piąta rano, kiedy Adam potwierdza: Jacku, możesz iść. Znane mi pole lodowe prowadzę z lotną do momentu braku sprzętu, pod kominem prowadzenie na lotnej przejmuje Adam. Koniec drugiego pola i znów ja wychodzę na prowadzenie.
Kilkadziesiąt metrów lodu tego pola doprowadza mnie do ścianki problemowej. Oj wygląda to źle. W oryginalnym wariancie sucho, więc próbuję lekko z prawej. Ślady poprzedników w postaci haków wyznaczają linię mojej wspinaczki. Początkowo wspinam się klasycznie, środkową część przechodzę jednak hakowo (A1), w końcówce znów przechodzę do klasyki. Kiedy Adam dochodzi, okazuje się, że zajęło nam to 2 godziny, a jest już grubo po południu.
Teraz prowadzi Adam i już wiemy, że zjazd, wycof tą ścianą to trupia czaszka. Lód jest kruchy, cieniutki, niezwiązany, a osadzone śruby na ogół skracamy. Wolnym tempem docieramy do końca trzeciego pola lodowego. Zmęczony azeruję suche zacięcie ponad nim i kluczowy trawers w lewo. Przesztywniona lina wymaga stanowiska. Kolejne kilkaset metrów na czuja, formacjami wiodącymi już na lotnej tylko, z jedną zmianą prowadzenia pokonujemy w lodowatej wichurze już w ciemnościach. Około 21.00 Adam zakłada asekurację na starych pętlach głazu szczytowego, aby mnie ściągnąć.
16 godzin partnerskiej więzi wspinaczki, walki, modlitwy, transu. Dziesiątki godzin podejść, zejść, wycofów, przejazdów, rozmów, planów, dyskusji. Setki godzin treningu …
Dziękują WAM:
Żono moja kochana, Halinko za twą obecność zawsze i wszędzie.
Adamie Bielecki za Matterhorn i Grandes Jorasses, Kacprze Tekieli za Matterhorn i tobie synu Jacku Józefie Czechu za Eiger. Dzięki Ci dobry Boże za wielu przychylnych mi ludzi i ich pomoc, modlitwy, kibicowanie, trzymanie kciuków, domową opiekę Eli w Zurichu i Chloe w Chamonix.
W ścianie zjedliśmy, 200 gram orzechów z rodzynkami, 1 czekoladę, 2 PrincePolo oraz 1 litr napoju z termosu, Adam jakoś tego nie trawił więc większość zżarłem ja, mniam, mniam … . Lina 2 x 50 m. użyliśmy 2 x cienkiego haka, zestaw kości, 2 micro i 3 średnie frendy, śruby x 11 ale 6 spadło bo Adaśiowi pękł carutil (zawsze mówiłem że to szajs)12 expresów.
Z górskim pozdrowieniem
Jacek Czech „W SKALE”
Jacek kompletowanie północnych ścian rozpoczął w 2015 roku od Matterhornu. Pokonał tam wspólnie z Adamem Bieleckim i Kacprem Tekielim drogę Schmidów (TD+, M5, WI4, 1100 m). Następnie w 2017 roku wraz z synem przeszedł słynną drogę Heckmaira (ED2, V+, A0, WI4, 1800 m) na ścianie Eigeru.