kursy tekst alternatywny tekst alternatywny tekst alternatywny tekst alternatywny tekst alternatywny tekst alternatywny tekst alternatywny tekst alternatywny tekst alternatywny
kursy

Sprawozdanie w wyjazdu do Patagonii – rejon Cerro Torre

kategoria:Aktualności
dodał:jczech

16 lutego 2011

W dniach 16.01. – 05.02. 2011 zespół w składzie Jacek Czech (KW Katowice, KS Kandahar) iArtur Magiera (KW Katowice) działali w górach Patagonii. Celem był trawers masywu Cerro Torre od północy do południa.


Klasyczny widok – Cerro Torre prawie całe w chmurach, a Fitz Roy prawie cały w słońcu
(fot. arch. A. Magiera, J. Czech)

***

17 stycznia wieczorem docieramy z Arturem do El Chalten (400 m n.p.m.). We wtorek, 18 stycznia załatwiamy formalności w Parku Narodowym i gnamy na biwak De Agostini (600 m n.p.m.) nad jeziorkiem Laguna Torres. Następnego dnia rozmawiamy na temat pogody i warunków w górach z Amerykaninem (Jackiem) i Niemcem (Ewo) oraz Czechem (Petrem), którzy w tej dolinie siedzą od bardzo wielu dni. Niestety pogoda i warunki od kilku tygodni są złe. Cerro Torre i nasza grań jest niewidoczna, szczyty zakrywają chmury, wysoko pada śnieg, ściany są oblepione, niżej leje deszcz, no i oczywiście wieje. Podmuchy wiatru czasami tak silne, że wszystko zawiewa drobny piasek przyniesiony znad jeziorka. Po naszym „Taborze” głównie chodzimy w kurtkach puchowych i czapkach.

  • I próba

W czwartek 20 stycznia wstajemy o 4.00 z chęcią wyjścia, jednak padający z powrotem deszcz kładzie nas spać. Wstajemy o 9.00 i widzimy, że lekko się wypogadza i dwie godziny później spakowani na 5 dni wychodzimy. Za pomocą tyrolki przefruwamy z worami nad wypływającą z Lago Torres rwącą rzeką Rio Fitz Roy.


Tyrolka na Rio Fitz Roy (fot. arch. A. Magiera, J. Czech)

Mijamy obrywające się w jeziorku czoło lodowca Glacjar Grande i jego lewym skrajem idziemy w kierunku naszej grani (Cerro Grande). Niestety zaczyna padać deszcz. Około 18.00 po dotarciu na wysokość 1700 m n.p.m. doszczętnie przemoczeni w kłębach mgły decydujemy się na zostawienie depozytu i powrót na „Tabor”. O 22.30 jesteśmy szczęśliwie na dole. Następne dwa dni przeznaczamy na suszenie. W tych dniach nikt nie wychodził powyżej moren bocznych lodowca, my skorzystaliśmy tylko tyle, że wynieśliśmy szpej i wstępnie zlustrowaliśmy teren.


Taborowe życie (fot. A. Magiera, J. Czech)

W niedzielę 23 stycznia schodzę do El Chalten po dobrą prognozę – we wtorek ma być lampa, opad ma być zerowy, więc napieramy.

  • II próba

W poniedziałek 24 stycznia wstajemy o 4.00 i idziemy w górę. Dzięki lekkim plecakom do naszego depozytu docieramy o godzinie 10.00. Lekka mżawka ustępuje koło południa, a silny wiatr co jakiś czas rozwiewa chmury i nareszcie zaczynamy dostrzegać przełęcz Doblado (2450 m n.p.m.). Do siodła przełęczy docieram o 16.00, jednak szalejący wiatr i zerowa widoczność nie pozwala na nią wejść , więc 20 metrów niżej kopiemy jamę, gdzie zostajemy na noc. Następny dzień witamy o godzinie 4.00. Jest lampa! Szybko się szpeimy, wiążemy się i wchodzimy na przełęcz. Grań szczytu Cerro Nato (2797 m n.p.m.) wygląda niebezpiecznie, więc chcemy przetrawersować od zachodu w kierunku Cerro Adela Sur i dalej w stronę Cerro Torre.


Rano wchodzimy na Col Doblado (fot. arch. A. Magiera, J. Czech)

Nawiane z tej strony kilkudziesięciometrowe grzyby lodowe robią imponujące wrażenie, sprawiają wrażenie nieosiągalnych, irracjonalnych budowli. Pierwszy przewieszony fragment lodu pokazuje, że jego wierzchnia warstwa może być bardzo krucha i głęboka. Po pokonaniu kilku takich prożków osiągamy małe siodełko, z którego zaczynamy schodzić w stronę przełęczy Col Trento. Godzina niebezpiecznego trawersu na czubkach raków w ostrym mrozie pokazuje nam, że schodzimy w otchłań wielkich szczelin i seraków. Ostatnią szansą wydaje nam się próba wspięcia wprost, w górę w linii spadku na wierzchołek Cerro Nato.

Wspinaczkę zaczynamy lodową rynną (50 m, 60 st.) pod lodowy grzyb, dalej w lewo skos (75 m, miks III) do lodowej ścianki. Ową ścianką w górę (20 m, 95 st.). Teraz lodową rynną pomiędzy wielkimi grzybami lodowymi (30 m, 60 st.) pod urwisko skalne zamknięte od góry przewieszoną lodową barierą. Najpierw lewym skrajem tych skał (30 m, III ) do miejsca, gdzie ich dachówkowate ukształtowanie pozwala na diagonalny trawers w prawo pod ścianę lodu (20 m, IV). Szczyt wydaje się osiągalny, tuż tuż – dosłownie na wyciągnięcie ręki.

Oblepiony szczyt Cerro Torre widziany z zach. ściany Cerro Nato
(fot. arch. A. Magiera, J. Czech)

Widzę słońce, które kładzie się na wierzchołku grzyba. Urabiam kilka metrów stromego lodu, wkręcam śrubę i napieram w najmniej przewieszony, wydawałoby się możliwy do przejścia fragment potężnego grzyba szczytowego (20 m, 100 st.). Śruba jest już kilka metrów niżej, szron oklejający grzyb nie pozwala osadzić kolejnych, raki szukają oparcia w przewieszonym lodzie, a ostrza czekanów wbite w grubą szadź, nie mogąc znaleźć oparcia w lodzie, zaczynają się obsuwać. Próba przesunięcia się w górę kończy się lotem. Artur asekuruje czujnie, więc wracam do gry. Napieram i nic; już byłem w ogródku, witałem się z gąską, tymczasem dwie kolejne próby kończą się poniżej lodowej śruby.

Jest już popołudnie, siły gdzieś wywietrzały. Lodowy grzyb jak stał, tak stoi broniąc dostępu do piku. Zabrakło około 20 metrów, aby zdobyć Cerro Nato – wycofujemy się zjazdami w kierunku przełęczy Doblado i dalej w dół. Na dole lodowca zostawiamy depozyt z nadzieją na kolejną wspinaczkę w rejonie Cerro Mocho lub Aguja Saint Exupery. Do namiotu docieramy o 22.00.

Następnego dnia rozmawiam ze wspinaczami z Czech którzy na „Kompresorze” urobili tylko pięć wyciągów. Artur rozmawia z Austriakami od „Reb Bulla Lamy”, którzy się wycofują do El Chalten, bo jak twierdzą oblepiony śniegiem granit Cerro Torre nie rokuje nadziei na wejście na szczyt. W tym krótkim oknie pogodowym byliśmy najwyżej działającym zespołem w masywie Cerro Torre.

  • III próba

30 stycznia wstajemy o godz. 2.00. Zaczynamy gotować, jednak o 2.30. wiatr przygania chmury, z których zaczyna padać – zostajemy na „Taborze”.

  • IV próba

31 stycznia wstajemy o 2.00. i mimo wątpliwej pogody postanawiamy podjąć ostateczną rozgrywkę. O 6.00 jesteśmy przy naszym depozycie, jednak wirujące płatki śniegu, chmury zasłaniające góry i zimno doprowadzają nas do rezygnacji – wracamy.


Lodowy pasąg Cerro Torre (fot. arch. A. Magiera, J. Czech)

Wnioski :

Cel, jaki sobie postawiliśmy jest bardzo trudny. Jego realizacja wymaga bardzo dobrego, wszechstronnego wspinaczkowego przygotowania oraz dobrej pogody. Kiedy te czynniki zatrybią, jest szansa na dokonanie rzeczy, której nie zrobił jeszcze nikt – „WIELKI TRAWERS MASYWU CERRO TORRE” – problem jest nadal otwarty… Mam nadzieję spróbować jeszcze raz.

Kilka słów na temat pogody. Mimo, że Cerro Torre od Fitz Roy’a dzieli w linii prostej tylko niespełna cztery kilometry, to warunki są tam totalnie inne, na niekorzyść tego niższego. W czasie naszego pobytu nasza grań była widoczna – sumując chyba wszystkie przejaśnienia – maksymalnie przez dwa dni, z kolei grań otaczająca Fitz Roy była widoczna co najmniej przez połowę czasu, jaki tam spędziliśmy. Rozsądniej byłoby działać w rejonie bardziej pogodnym. Jednak to, jakie wspinaczki są rozsądne oddaję pod prywatny osąd każdego alpinisty.

PS W czasie wyjazdu wspinaliśmy się także na okalających rejon sportowych, obitych drogach, pokonując około dwudziestu takich linii o trudnościach do 7b.

Dziękujemy Polskiemu Związkowi Alpinizmu za wsparcie finansowe wyjazdu oraz Hurtowni „Fatra” z Sandomierza za liny „Tendon”, które działały bez zarzutu.

Z taternickim pozdrowieniem
Jacek Czech (KS Kandahar, KW Katowice, „W SKALE”)